Nowy numer 13/2024 Archiwum

Recepta na zabijanie

Najgorzej jest po długim weekendzie. Do przytulnych aptek przychodzą młodziutkie dziewczyny i pytają o tabletkę „dzień po”. Ania z Wojtkiem, młodzi farmaceuci z Krakowa, mówią na dzień dobry: nie będziemy sprzedawali tabletek wczesnoporonnych. Nie usprawiedliwiają się przed sobą, że jedynie realizują recepty.

Trzymiesięczna Zuzia przestaje płakać, gdy Ania bierze ją na ręce. Wojtek właśnie wrócił z pracy. Młodziutkie małżeństwo Walczuków od lat związane jest ze wspólnotą Alternatywni spotykającą się przy krakowskim kościele kapucynów. Są farmaceutami. Włączam dyktafon i zaczynam słuchać ich opowieści. – Jak wygląda nasza praca? Stereotyp jest taki: świecący neon z bijącym sercem nad wejściem sugeruje pomoc w każdej sytuacji. Wystarczy wejść do środka apteki, a tam uśmiechnięta pani magister, otoczona dziesiątkami mniejszych i większych pudełek, doradzi odpowiednie lekarstwo i wyjaśni zawiłe problemy terapii – opowiada Wojtek. – Dni wypełnione są spotkaniami z setkami pacjentów. Część z nich przychodzi do apteki nie tylko po lekarstwa. Czasami, gdy ogonek kolejki skróci się do jednej osoby, zaczyna się prawdziwa rozmowa, z kimś, kto wysłucha i spróbuje zrozumieć. Niewiele osób przypuszcza, że rzeczywistość w aptece nie zawsze wygląda tak różowo, a solidna pensja farmaceuty i bezpieczne warunki pracy okupione są moralnymi dylematami. W przytulnych wnętrzach polskich aptek po cichu, każdego dnia, dokonuje się tragedia aborcji.

The day after
– Najgorsze są dni po długich weekendach – twierdzą zgodnie aptekarze. Przychodzą wtedy młode dziewczyny z wypisaną receptą na środek wczesnoporonny, powszechnie nazywany antykoncepcją „dzień po”. Ale to kłamstwo! Antykoncepcja (anti conceptio – przeciw poczęciu) ma zapobiegać zapłodnieniu, a w tym przypadku mamy do czynienia z aborcją – opowiada Wojtek. – Substancje hormonalne zawarte w tabletkach uniemożliwiają zagnieżdżenie się już zapłodnionej komórki jajowej w macicy. Jakie to zatem przeciwdziałanie poczęciu??? Bez owijania w bawełnę: dla nas są to „recepty na zabijanie”. Gdybyśmy chcieli postąpić w zgodzie z własnym sumieniem i odmówić wydania leku, właściciel apteki mógłby nas zwolnić. Nie zrealizowaliśmy przecież recepty, nie zapewniliśmy aptece zysku. Moglibyśmy także ponieść przykre konsekwencje przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. Najgorsze z nich wszystkich są jednak dylematy sumienia i na nic zdają się tłumaczenia, że realizując receptę, wypełniamy wolę lekarza.

Lek na wyrzuty sumienia
W czasie każdej rozmowy o pracę mówiłem mojemu potencjalnemu pracodawcy, że nie sprzedaję środków wczesnoporonnych. Pytałem, czy to akceptuje, czy nie. Jeśli nie, to tak naprawdę nie mamy o czym rozmawiać. – Miałeś z tego powodu problemy? – pytam. – Nie. Bałem się takiej reakcji, ale się z nią nie spotkałem. Zawsze kierowniczka apteki mówiła wprost: jakby co, proszę mnie zawołać… I tak robiłem. Gdy podchodziła do mnie pacjentka i prosiła o tabletkę wczesnoporonną, szedłem do kierowniczki i mówiłem, że przyszła kobieta, której nie jestem w stanie pomóc. Czy ludzie nie patrzą na nas jak na kosmitów albo jakiś talibów? Chyba nie – uśmiechają się Ania z Wojtkiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy