Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Boży podarunek

Odrzucili in vitro. Uciekli ze szpitala przed aborcją. Oto historia Niny i Tadeusza Maternych, którzy 10 lat czekali na dziecko.

Tak bardzo pragniesz dziecka, że nagle ono staje się twoim bogiem – mówi Nina Materny. – Przez ten czas zrozumieliśmy, że to Bóg decyduje o życiu i śmierci. Nie można żadnego człowieka stawiać w Jego roli – opowiada. Kolejno poddawali się badaniom, odrzucili in vitro, uciekli ze szpitala przed aborcją. 17 stycznia 2008 r. urodził im się Maciuś. – To była 13.35 – wspomina mama. – Nie, 13.32 – koryguje tata. – Masz rację, stałeś na posterunku – śmieje się żona. Najszczęśliwszy moment ich życia. Za chwilę, kiedy Ninę zszywano, Tadeusz został sam z synkiem w ręku, w kocyku zawiniętym w rożek. – Co zrobię, kiedy się obudzi? – poczuł przerażenie. – Synuś był taki śliczny jak w brzuszku na 10-tygodniowym zdjęciu USG, podobny do taty – zachwyca się mama. Teraz dwuipółletni Maciuś obejmuje ich szyje do zdjęcia i stroi miny. – Kto ty jesteś? – pytają. – Boży podarek – odpowiada po swojemu. Specjalnie wybrali mu to imię, bo znaczy „dar Jahwe”. – Dziecko jest zawsze darem Boga – mówią.

Od stypy do wesela
Poznali się na stypie ojca przyjaciela Tadka. – Weszłam tam spotkać się z kuzynką i zobaczyłam Tadeusza, to była miłość od pierwszego wejrzenia – mówi Nina. – I tak, i nie, bo mamy różne charaktery, od razu się posprzeczaliśmy – dodaje Tadeusz. Nina – polonistka, roześmiana, pyskata, Tadek – informatyk, stonowany, małomówny. Nie umówili się, ale za tydzień spotkali na ulicy. – Przez przypadek, ale nie ma przypadków, i odtąd się nie rozstawaliśmy – wyjaśnia Nina. Chodzili ze sobą trzy i pół roku. – Jeszcze nie byliśmy wtedy nawróceni. Papież nas nie interesował, mieliśmy swoje poglądy na seks. Liczyły się „fura, komóra, podróże” – taki luźny styl – mówi. Pobrali się w sierpniu 1998 r.

W październiku zginął w wypadku samochodowym tata Niny – Jerzy. Mimo że miał trójkę dzieci, chciał adoptować jeszcze jedno. – Może dlatego, że wychował się domu dziecka – przypuszcza Nina. Wtedy pomyślała o własnym maleństwie, które wypełni miejsce po ojcu. Ale nie zachodziła w ciążę. U najlepszego ginekologa w Zabrzu dowiedzieli się, że cierpi na zespół policystycznych jajników. Torbiele mogły być przeszkodą w poczęciu dziecka. Lekarz zalecił leczenie przez „stymulację hormonalną”. Tadeusz musiał poddać się badaniu nasienia. – To było upokarzające, stresujące – pamięta. – W momencie zbliżającej się owulacji żony jeździliśmy na USG, a lekarz zalecał, kiedy mamy współżyć. Czuliśmy się nie jak zakochani – kobieta i mężczyzna, ale maszyny reprodukcyjne działające na zawołanie, wyzute z uczuć. Związek nam się rozpadał.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy