Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Zabawa w religię

Myśl wyrachowana: Dopóki człowiek nie znajdzie Boga, sam Go sobie zastępuje

Szymon Niemiec, znany działacz gejowski, został diakonem „Wolnego Kościoła Reformowanego”. W Polsce toto nie jest jeszcze zarejestrowane, ale pewnie będzie, bo ksiądz diakon ma już pięćdziesięcioosobową owczarnię. Świeżo upieczony „duchowny” zamierza błogosławić homoseksualne pary stające na ślubnym kobiercu. Cóż, że ślub i kobierzec trefne, jak Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Właśnie chodzi o to, żeby nie były trefne. Lobby gejowskie chce zmusić Polskę do zalegalizowania zboczonych związków, a znużonych moralnością katolików przekonać, że jest alternatywa dla opresywnego i homofobicznego Kościoła katolickiego.

Trzeba jednak wyrazić uznanie dla Szymona Niemca, że jest tylko diakonem, bo mógł od razu zostać papieżem, a nawet panem bogiem. A co! Jeśli ktoś wymyśla sobie religię, jak danie na podwieczorek, to siebie może tam obsadzić w absolutnie każdej roli. Pan Jezus wyraźnie powiedział: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. Skoro diakon Niemiec zrobił odwrotnie i wybrał sobie boga, to znaczy, że on sam jest nadbogiem. Jak doniosło „Życie Warszawy”, 14 kwietnia już siódma w kraju para gejowska złoży sobie w obecności „duchownego” przysięgę „miłości, wierności i uczciwości”. – Wszystkich prosimy o modlitwę z nami w tym wspaniałym dniu – wezwał Szymon Niemiec. Nie powiedział, do kogo się modlić, ale chyba najlepiej do Szymona albo innego Niemca, bo Niemcy mają teraz wszelkich bogów przeobfitość.

Prasa ekscytuje się, że to pierwsze w Polsce chrześcijańskie homozwiązki. A pewnie, że chrześcijańskie. Chrześcijaństwo opiera się na Biblii, a w niej jak wół stoi: „Opuszcza mężczyzna ojca i matkę i łączy się z drugim mężczyzną”. Co? Nie tak? Już tam postępowi teologowie przygotują odpowiednie „tłumaczenie”. Ale najpierw powinni dobrać się do Listów św. Pawła. Na przykład do Drugiego Listu do Tymoteusza. Apostoł pisze tam: „W ostatnich dniach nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi (...), miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 2, 1–5).

Zawsze poruszało mnie to ostatnie zdanie. Jeśli chrześcijanie wyrzekają się mocy pobożności, to dlatego, że w tę moc zwyczajnie nie wierzą. Zadowalają się gestem, nie myśląc o tym, co miałby wyrażać. Celebrują formę, nie dbając o napełnianie jej treścią. I myślą, że Bóg jest stworzoną przez ludzi ideą do dowolnego rozporządzania. Wszystko można z Nim zrobić, tylko że On dla ludzi niczego zrobić nie może. Jest przecież mniejszy od człowieka. Pobawić się nim jest może i fajnie, ale każda zabawa ma koniec. I prędzej czy później każdy taki zabawowy gość okazuje się biednym stworzonkiem z opadającymi spodniami. Stworzonko potrzebuje ratunku, a żaden diakon od błogosławienia grzechów ratunku dać nie może. I żaden jego bożek, niezależnie od tego, czy nazywa się Wolność Wyboru, Tolerancja, czy Wolny Kościół Reformowany. Prawdziwy Bóg się ludziom objawił i to On ma nam coś do powiedzenia. Nie odwrotnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy