Nowy numer 20/2024 Archiwum

Prezydent poległ

Ogromne upokorzenie spotkało dotychczasowego prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Wyborcy odwołali go w referendum, choć jego kadencja i tak miała zakończyć się za kilka miesięcy.

Jerzy Kropiwnicki zapowiadał, że nie będzie ubiegał się jesienią o trzecią kadencję w fotelu prezydenta Łodzi. Nie powstrzymało to prawie 128 tysięcy mieszkańców tego miasta przed zagłosowaniem za jego odwołaniem. Za pozostawieniem prezydenta było tylko niespełna 5 tysięcy wyborców, bo jego zwolennicy nawoływali do pozostania w domach. Frekwencja wyniosła jednak 22,2 procent uprawnionych, a to wystarczyło do odwołania Kropiwnickiego. Zakończył się więc siedmioletni okres rządów prawicowego prezydenta nad miastem, które wcześniej było uważane za twierdzę „czerwonych”. Jednak powody odwołania Kropiwnickiego są bardziej skomplikowane. Przynajmniej częściowo idą w poprzek podziałów prawica-lewica.

Zdjęcie syna
Jerzy Kropiwnicki ma dziś 65 lat. W PRL-u wykładał na Uniwersytecie Łódzkim ekonomię kapitalizmu. Na egzaminach był bardzo wymagający, ale uczciwy. Jego studentem był m.in. Marek Belka. Gdy 13 grudnia 1981 r. na ulice wyjechały czołgi, ekonomista dr Kropiwnicki był wiceprzewodniczącym łódzkiej „Solidarności”. Napisał odezwę, wzywającą ludzi do strajku generalnego w odpowiedzi na wypowiedzenie wojny narodowi. – Jerzy pokazał wiele razy odwagę – ocenia Marek Jurek, kolega Kropiwnickiego z ZChN. – 13 grudnia Jerzy z przewodniczącym łódzkiej „Solidarności” Andrzejem Słowikiem zamknęli się w Zarządzie Regionu. I z górnego piętra zaczęli nadawać przez megafon apele do mieszkańców, wzywać ich do oporu – dodaje.

Kropiwnicki z Andrzejem Słowikiem (dzisiaj mieszkającym w Australii) rzucali też z okna ulotki. O godzi-nie 14.00. weszła jednak milicja i obaj trafili na „dołek” w łódzkiej Komendzie Wojewódzkiej. 16 grudnia, czyli w dniu, w którym milicja zastrzeliła w Katowicach dziewięciu ludzi i kilkudziesięciu raniła, łódzcy prokuratorzy Ekiert i Tomżyński uprzejmie poinformowali Kropiwnickiego, że będą domagać się dla niego kary śmierci. 30 grudnia sąd skazał go jednak na 4,5 roku więzienia. Później Sąd Najwyższy podwyższył tę karę do 6 lat. Siedział w Hrubieszowie i w Barczewie. Do ściany przy piętrowym łóżku przykleił parafiną, oddzieloną od żółtego sera, obrazek Matki Bożej Częstochowskiej i zdjęcie swojego syna. To były pierwsze rzeczy, które widział po obudzeniu, dzięki nim mógł witać więzienne dni uśmiechem. Modlił się, gimnastykował, mył się (początkowo rolę umywalki pełniły miska i wiadro), a potem czytał i bardzo ostro się uczył, m.in. hiszpańskiego.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy