Nowy numer 17/2024 Archiwum

Polityka katastrofy

O relacjach polsko-rosyjskich po prezentacji raportu MAK o przyczynach katastrofy smoleńskiej z prof. Włodzimierzem Marciniakiem rozmawia Przemysław Kucharczak.

Włodzimierz Marciniak – politolog, specjalista w sprawach współczesnej Rosji. jest profesorem WSB w Nowym Sączu i kierownikiem Zakładu Porównawczych Badań Postsowieckich w Instytucie Studiów Politycznych PAN. jest też członkiem polsko rosyjskiej grupy do Spraw Trudnych.

Przemysław Kucharczak: Zwykli Rosjanie w kwietniu przynosili kwiaty na miejsce katastrofy w Smoleńsku. Polakom często zdawało się wtedy, że nastąpi jakieś emocjonalne pojednanie z Rosjanami, nawet niezależnie od tego, że bieżące interesy naszych państw będą ciągle rozbieżne. Czy raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) nie będzie wrzodem, który zatruje stosunki Polski i Rosji na następne kilkadziesiąt lat?
Prof. Włodzimierz Marciniak: – Tego raportu nie sporządzali ci Rosjanie, którzy przynosili kwiaty, tylko zupełnie inni.

Jednak atmosferę może to popsuć wobec wszystkich.
– Mam nadzieję, że tak się nie stanie, że Polacy będą umieli odróżnić zwykłych obywateli Rosji od funkcjonariuszy różnych służb i pogrobowców Związku Sowieckiego.

Jak Pan ocenia raport MAK?
– Prezentacja tego raportu wydała mi się prowokacyjna. Nie uwzględniła oczywistych wątpliwości, narosłych wokół tej katastrofy.

Jakich wątpliwości?
– W czasie prezentacji kierownictwo MAK w gruncie rzeczy ograniczyło się do analizy tego, co działo się w kabinie pilotów. To nie jest wystarczająca podstawa do badania przyczyn wypadków, bez uwzględnienia szeregu innych parametrów. MAK zaprezentował jakąś tanią psychologię. Doszukiwał się napięcia w kabinie pilotów, podczas gdy nie analizował napięcia w punkcie kontroli lotów. To tylko jeden z wielu przykładów niedorzeczności przy moskiewskiej prezentacji tego raportu.

Raport MAK odnosi się do zaniedbań tylko polskiej strony, zupełnie pomijając rosyjską. Jednak te polskie zaniedbania często niestety są prawdziwe. Jednym z naszych lotnisk zapasowych miał być białoruski Witebsk, który w weekendy... nie pracuje. Wybór lotnisk zapasowych nie był też ustalony z BOR-em i Kancelarią Prezydenta. Czy wszystkie wizyty polskich przywódców są organizowane w tak bałaganiarski sposób?
– Tego nie wiem. Jednak już po kwietniowej katastrofie dowiedzieliśmy się, że znacznie wcześniej, w czasie jednej z wizyt w Smoleńsku prezydenta Kwaśniewskiego, też miał tam miejsce pewien drobny incydent: polski samolot wyjechał poza pas. Nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy